Pudło w Obliwicach i Bytowie oraz starty w Gniewinie i maratonie górskim Chojnik 2018.
27 maja odbył się XXXVI Ogólnopolski Bieg Przełajowy o "Puchar Leśny" Pamięci Tomasza Hopfera na dystansie 6000m.
I miejsce w swojej kategorii zajęła Izabela Koiszewska:
"Jak co roku tak i w tym, w moim kalendarzowym planie znalazł się bieg w Obliwicach. To szczególne i bardzo kameralne miejsce. Bieg z tradycją, bowiem była to już XXXVI edycja i nie mogło mnie tam zabraknać . Dla mnie jest to szczęśliwe miejsce. W poprzednich latach w 2015 , oraz w 2017 stawałam tam na przysłowiowym "pudle" dwa razy zajmując 3 miejsce w kategorii wiekowej. W tym roku dośc duży skok formy zaowocował i I miejsce stało się faktem Ogromne szczęście i radość, a zarazem wiara,że warto nad sobą pracować bo nic nie jest niemożliwe."
02.06 w Gniewinie odbyl sie XXXI bieg Stolemów, Klub 42,2 reprezentował Karol Młyński zajmując 4 miejsce w swojej kategorii!!!!Trasa biegu wynosila 6.5 km w przelaju, druga czesc biegu bardziej pod gorke . Po dobrych 3km nastepny kilometr biegl po polnej drodze i pod gore co dalo mi sie we znaki w tym upale. W biegu wzielo udzial 150-ciu biegaczy. Z czasem 27:17 udalo sie zająć 25te miejsce open i niestety 4te w kategorii M20. Do upragnionego pudla zabraklo az 31 sekund. Walka o pierwsze pudlo w życiu trwa dalej.3 czerwca odbył się 38 Półmaraton Gochów w Bytowie.Zwycięstwo w kategorii K20 (4 Open) odniosła po raz kolejny Justyna Głuchaczka z czasem 1:33:15."Dzisiaj wystartowałam w XXXVIII Półmaraton Gochów w Bytowie i ukończyłam go z czasem 1:35:15 co dało mi 74 msc open , jako kobieta IV i w kat msc I ?jestem mega szczęśliwa z tego wyniku. Mimo 30 stopni i mocnego słońca nie poddałam się i walczyłam do samego końca ? trasa świetna , świetne podbiegi , wszystko to co kocham ?na pewno tu wrócę ?."MARATON CHOJNIK 2018Czterech klubowiczów Krzysztof Koiszewski, Tomasz Tutak, Marek Wątroba, Damian Badziąg brali udział wnajstarszym biegu górskim podczas festiwalu biegowego CHOJNIK. Górskie bieganie na dystansie 46 kilometrów, z przewyższeniem 2229 metrów. Impreza biegowa rozgrywana jest na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego, prowadzi najpiękniejszymi górskimi szlakami o zróżnicowanej trudności. Kamieniste zbiegi, ciężkie podejścia, niepowtarzalne widoki . Start i meta zlokalizowana jest w okolicy Zamku Chojnik w Sobieszowie (dzielnica Jeleniej Góry).Marek WątrobaChojnik zdobyty!!! Pierwszy górski maraton za mną.Wyruszyliśmy do Jeleniej Góry w piątek o 3 rano (Dorota,Damian,Krzysiek,Tomek i ja). Pierwszy raz jechałem na bieg i kompletnie nie wiedziałem co mnie czeka. Wiedzieliśmy jedno-będzie ciężko, bardzo ciężko. Przygotowywałem sie do tego biegu pół roku i czułem że powinno być dobrze. Zajechaliśmy w piątek koło południa.Zwiedziliśmy zamek Chojnik,wracając odebraliśmy pakiety. Póżniej kolacja, przygotowanie na rano, sprawdzenie czy wszystko jest.......Rano pobudka,śniadanie, napełnienie bukłaków i softlasków i JEDZIEMY!!!!! 8;30 odprawa zawodników, rozgrzewka, na starcie góralska kapela.....Od samych zapisów umówiliśmy się z Tomkiem że razem biegniemy. Wystartowaliśmy,pierwszy kilometr, trochę pod górkę, trochę z górki, było całkiem dobrze. Dotarliśmy do bufetu nr1 (woda,izotonik, banany,pomarańcze i arbuzy). Ruszyliśmy dalej,wiedzieliśmy że czeka nas 5 km podejście, 1000m w górę!!! Za drugim bufetem spłaszczyło się trochę, trochę w górę i spory zbieg górskimi szlakami. W pewnym momencie zrobiło się mokro,kamienie luźne i tempo spadło prawie do tego pod górę. Za trzecim bufetem kolejne kilometrowe strome podejscie które dało ostro w kość,poźniej troszkę spłaszczenia,kolejny wierzchołek i dotarliśmy do bufetu 4. Bogu niech będą dzięki za owoce!!!:))) Takich pysznych pomarańczy, arbuzów i rodzynek w życiu nie jadłem:) Z bufetu czwartego czekał nas ostry 5 km zbieg do kolejnego,ostatniego bufetu. Tu już było czuć łydki i uda które paliły. Od bufetu 5 zostało nam 9 km, w tym podejscie pod zamek Chojnik. Ciężkie wzniesienie, schody i jesteśmy.Teraz tylko w dół i do mety!!!! Na metę wbiegliśmy razem, po 8 godzinach i 34 minutach wspólnego biegu,marszu. Niezapomniane chwile,radość,szczęście że znów nam się udało!!!!Piękna przygoda,mega fajna ekipa. Górskie biegi wciągają, jest to coś zupełnie innego. Dla mnie jest to połączenie dwóch pasjii: biegania i gór. Wrócę tam za rok.............Dziękuje Dorotce że jechała z nami i wspierała nas wszystkich, Tomkowi że wytrzymał ze mną tyle czasu :)))) i gratuluje Damianowi i Krzysiowi ukończenia w bardzo dobrym czasie tego najtrudniejszego z dotychczasowych biegów:)Z taką ekipą NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE!!!!!!!!!!!!!!Krzysztof KoiszewskiMoja decyzja o pojechaniu na Maraton Chojnik była spontaniczna. To pierwszy bieg górski zaliczany do biegów ultra w jakim wziąłem udział. Choć ciężko mi było cokolwiek planować jesli chodzi o wynik, to przyznam że początkowo czas jaki sobie założyłem był bardziej ambitny, niżeli jaki mi się udało osiągnać.. Skurcze jakie pojawiły się na 16-18 km zweryfikowały wszystko i pojawiła się walka z samym soba. Mimo wszystko udało mi się ukończyć bieg na 159 miejscu a więc w pierwszej połowie stawki, z wynikiem 7h :15 min . Cóż moge napisać.. uczucie jakie towarzyszyło na mecie, w tym łzy szczęścia są nie do opisania i trzeba samemu doświadczyć, by zrozumieć co znaczy takie przeżycie. Czy wrócę ? na pewno.. to nie koniec przygody z górami.. te biegi są zbyt piękne , by zamienić je na inne .Tomasz TutakPo przebiegnięciu dwóch maratonów ulicznych w ubiegłym roku zastanawiałem się jakie wyzwanie będzie w stanie podtrzymać dotychczasowy poziom adrenaliny startowej. Pod wpływem kolegów zacząłem nieśmiało myśleć o górskich biegach ultramaratońskich. Jednak obawy co do swoich możliwości powodowały, że nie myślałem konkretnie o zapisie na bieg. Przełomem był wspólny wyjazd klubowy na seans filmu „Biegacze”, opowiadającym o ultramaratończykach. Już w drodze powrotnej nasze dyskusje przeszły od fazy „szaleństwo ekstremalne” do nieśmiałych deklaracji na przyszły sezon. Po kilku dniach zacząłem szukać imprezy, która odbędzie się w górach, będzie wymagająca, ale na poziomie możliwym do ukończenia po intensywnym przygotowaniu. Tak znalazłem Karkonoski Festiwal Biegowy w ramach którego odbywają się czterybiegi - w tym Chojnik Maraton. Bieg na niemal 47 km z przewyższeniami 2250 metrów. Namówiłem Marka, zapisaliśmysię 31 grudnia, potem namówiliśmy jeszcze Damiana i Krzyśka. Od tej pory na każdym treningu obrazowałem sobie nasz start w Karkonoszach. Prawie pół roku całkiem innego treningu niż do „płaskich” maratonów - podbiegi, zbiegi w miejsce interwałów, zakup koniecznego sprzętu, bez którego w góry nie ma co się wybierać. Po drodze starty w biegach trailowych, zmniejszenie objętości treningu na asfalcie.W góry przyjechaliśmy w przeddzień startu, odebraliśmy pakiety, atmosfera od początku była świetna, mieliśmy już doświadczenie ze wspólnych wyjazdów. Jednak w piątek pojawiła się u mnie obawa. Temperatura przekraczała 30 st.C. Chłopaki byli pewniejsi swego, ja czułem coraz większy strach. Upał na takim dystansie mógł przekreślić wszystkie plany. Dodatkowo na horyzoncie wisiały chmury burzowe. W tych warunkach zrobiliśmy rekonesans trasy i zwiedziliśmy zamek Chojnik.Wieczorem przygotowaliśmy sprzęt, plecaki, bukłaki, numery startowe, żele. Wcześnie rano pojechaliśmy na start. Warto podkreślić w tym miejscu świetną organizację imprezy - bogate pakiety startowe, świetne oznaczenie trudnej trasy, wielu oddanych wolontariuszy i wiele drobiazgów, dzięki którym nie da się zapomnieć tego startu.Startowaliśmy o 9 rano, towarzyszyła nam góralska muzyka na żywo. Pożegnanie z chłopakami i Dorotką, która pojechała nam kibicować na miejscu.Strategia na bieg była uzgodniona z Markiem - biegniemy razem od startu do mety, bez względu na to co się wydarzy (czyli na wypadek wszystkich moich kryzysów). W zasadzie nie da się uczciwie powiedzieć o moim starcie na Chojniku jak o biegu indywidualnym. Muszę wyrazić swoją wdzięczność Markowi, który był świetnie przygotowany i na pewno walczyłby o rewelacyjny wynik ale postanowił, że biegniemy razem i się asekurujemy. Dla niego oznaczało to poświęcenie wyniku. Dla mnie była to wielka motywacja - nie mogłem się poddać. Cisnęliśmy razem pod każdą górę, razem łapaliśmy oddech na punktach odżywczych. Tak samo biegliśmy na maratonie warszawskim. Chcieliśmy zmieścić się w limitach czasowych, żeby nie tylko przebiec dystans ale też zdobyć punkty UTMB.Na szczęście od rana było chłodniej. Temperatura nie przekraczała 23 st.C. Czułem, że zaciśnięte kciuki i modlitwy naszych bliskich i przyjaciół czynią cuda;)Na trasie mieliśmy kilka bardzo stromych podbiegów, bardzo ostre zbiegi, szlak prowadził przez polskie i czeskie Karkonosze. Około 18 km zacząłem czuć, że zbliżają się skurcze - zdecydowanie za wcześnie - od kilku tygodni specjalnie się odżywiałem i suplementowałem. Na szczęście Marek, zabrał jako bonus shoty magnezowe, wypiłem najpierw swoją porcję, potem Marka. Skurcze nie nadeszły. Krytyczny moment nastąpił na 30 km - kolejny bardzo stromy zbieg po luźnych skałach to element, którego nie da się wyćwiczyć na Pomorzu. Niektóre zbiegi były tak karkołomne, że nie mogę do dzisiaj uwierzyć, że ani razu nie wywróciliśmy się.Na mecie czekała niespodzianka, która wyciskała łzy największym twardzielom. Wymęczeni wielokilometrowym biegiem, wysokimi podejściami, walczyliśmy, żeby się nie poryczeć z samego faktu ukończenia ultramaratonu a tu na każdego czekała szarfa zwycięzcy. Ukończyłem już wiele biegów ale po raz pierwszy organizatorzy czekali na mecie na mnie jakbym wygrał zawody. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że każdy kto dobiegł dokonał czegoś wyjątkowego. Na mecie zameldowałem się ze sporym zapasem do limitu, który wynosił 9 godzin - mój rezultat 8 godzin, 35 minut 5 sekund- cel osiągnięty!Po biegu organizatorzy przygotowali dla nas kilka atrakcji, w tym wspólne ognisko ultramaratończyków, poczęstunek a nawet biegowe piwko.Chcę podziękować Dorocie, Markowi, Damianowi i Krzyśkowi za świetną atmosferę i poczucie, że jesteśmy zespołem. Wszystkim, którzy w nas wierzyli, dzwonili, pisali wiadomości, członkom Klubu 42,2, których obecność czuliśmy blisko. Wrócimy w góry razem!P.s. Każdy, kto ukończył bieg w limicie zdobył 3 punkty do kwalifikacji Ultra Trail du Mont Blanc;)Damian BadziągChojnik Maraton śnił mi się po nocach i był marzeniem o bieganiu górskim. Mój trening od dłuższego czasu ukształtowany był pod wytrzymałość i siłę biegową. Udało się go realizować zgodnie z planem, żeby w dniu zawodów pokonać dystans bez większego bólu. Od momentu startu do mety biegłem według założeń czyli trzymałem swoje bicie serca w jak najniższej strefie, dbałem o nawadnianie i jadłem. Mimo oszczędnej strategii dystans i przewyższenia dały popalić, aż wreszcie nogi robiły się coraz cięższe. W końcówce biegu jednak zacząłem rywalizować, doganiać i wyprzedzać biegnących przede mną zawodników. Od 32 km w kierunku mety czekał długi 5 km zbieg czyli element w którym czuję się dość pewnie, więc mogłem się tam sprawdzić mimo uczucia waty w nogach. Nie miałem sobie równych w tym miejscu, spora część osób walczyła ze skurczami i innymi dolegliwościami. Na szczęście ja czułem się świetnie, a wyprzedzanie"rywali" budowało moje morale. Dobrze poczuć, że nie znalazłem się na tym biegu przez przypadek. Linia mety pojawiła się zbyt szybko, bo miałem jeszcze zapas energii i czułem niedosyt, że górska przygoda się kończy. Chojnik Maraton to piękne widoki (na które nie ma czasu patrzeć, bo trzeba biec), to świetna organizacja, idealny klimat, to tłum szczęśliwych ludzi. Chojnik Maraton to cel na przyszłość, aczkolwiek wybiorę inny dystans. Dziękuję wszystkim trzymającym kciuki za nasz klubowy występ, że dzięki Wam udało nam się wrócić w całości i bez urazów. Dziękuję współtowarzyszom podróży do Krainy Kunegundy z Zamku Chojnik za wspaniałą atmosferę, masę motywacyjnych "damy radę" i wspólne emocje.