TUT - 68km, 40 km

W ubiegłą niedzielę członkowie Klubu 42,2 zainicjowali sezon startowy w Gdańskim Parku Krajobrazowym, gdzie kolejny raz zorganizowana została impreza dla ultrabiegaczy- Trójmiejski Ultra Trail. W tym roku nasi zawodnicy wystartowali na 2 najdłuższych dystansach - 68 i 40 km z przewyżzeniami odpowiednio 1600 i 1200 m. Na 68 km pobiegli - Justyna Głuchaczka, Michał Bojanowski, Damian Badziąg i Marcin Kożyczkowski. Na 40 km - Tomasz Litwin, Tomasz Tutak i Marek Wątroba, ale cała trójka postanowiła przed startem przebiec dodatkopo ponad 2 km aby na mecie TUT 40 mieć na koncie pełny dystans maratoński. W ten sposób nasz kolega Tomasz Litwin zadebiutował na królewskim dystansie i to od razu w biegu trailowym. Gratulujemy.

Michał Bojanowski na swoim koncie Instagram tak zrelazcjonował swój rewelacyjny wynik na 68 km:

"Muszę to napisać: Kocham Ultra! Dlaczego tak jest, iż każde kolejne moje Ultra jest lepsze od poprzedniego? Co jest w tych biegach, że ludzie tak to uwielbiają? Myślałem, że wiem dużo, ale tak naprawdę zawsze mnie wszystko zaskakuje… To moja druga edycja #tutrail , w zeszłym roku pierwszy raz mierzyłem się z tym dystansem i pamiętam jak mocno cierpiałem. Przygotowanie do biegu inne niż zawsze, bo lecę na izotoniku (bez coli jak do tej pory), 2-3 żele i 5 shotów magnezowo-potasowych. Resztę będę pobierał z punktów odżywczych. Bieg zaczyna się o 7 rano, przed startem wspaniała atmosfera, jeszcze nie biegniemy, a endorfiny już szaleją. Spotykam @run_matka_run z którą byliśmy umówieni by się zselfić, szybkie pogaduchy- złapałem od Niej trochę pozytywnej energii i lecę na krótką rozgrzewkę. Jak się później okazało była za krótka i zaczynałem na zimno.. wszystko z tego podniecenia.. Odliczanie, czerwone race w górze, wszyscy już to czują, będzie bosko i lecimy. Pierwsze metry i od razu górka która weryfikuje umiejętności. Biegnie mi się dziwnie, za słabo się rozgrzałem, ale było jeszcze coś.. coś czego mi brakowało…? Byłem ustawiony na początku stawki by nie zostać przyblokowany na starcie. Pierwsze kilometry i jakby moja lewa stopa była jakaś zdrętwiała, słabo ją czułem i z takim uczuciem było do około 10km. Oczywiście jak zawsze zacząłem za szybko, pierwsza dyszka w około 48min, mówię do siebie, trzeba lekko zwolnić, dogania mnie na 11km Piotrek @sandalista_skandalista z którym zaczęliśmy pogaduchy, na różne tematy, biegliśmy nawet mocno, czas i kilometry tak szybko mijały, że nawet nie wiadomo kiedy meldujemy się na pierwszym punkcie odżywczym który był na 23km. Uzupełniam izotonik, szybko zjadam dwie połówki banana, wszystko trwało pół minuty i lecimy.
Kolejne kilometry mijają równie gładko jak wcześniej, jakby zero zmęczenia i aż chce się biec, euforia ogromna. Tak biegniemy do około 31km gdzie Piotrek utrzymywał wcześniejsze tempo, a ja musiałem lekko zwolnić bo odezwało się lewe biodro…!!! Myślę sobie, o kurde, a tak fajnie szło, zostałem sam, biegnę sam, na 33km nie widzę już nikogo z przodu, ani z tyłu. Taka samotność długodystansowca, Ultra zawsze pisze najlepsze scenariusze! Biegnę w kryzysie, zły na siebie, zły na biodro, czasem na chwilę przystaję, nawet próbuję je rozgrzać i kręcę tyłkiem- dobrze, że chyba nikt tego nie widzia. Na 38km GPS w zegarku świruje i już nie wiedziałem jakim tempem średnim biegnę, leciałem na czuja… Na około 40km czuje mocny głód.. pierwszy raz takie uczucie, ale jak?, marzy mi się jakiś hamburger, albo chociaż bułka z serem i wędliną.. Słabnę, coś mi na psychę siadło, to biodro pokrzyżowało mi szyki! Te 5-6km do kolejnego punktu dłużyły się jak nigdy! Jedynie myśl o wymarzonej mecie dodawała mi w tej chwili siły, bym to wytrwał i wygrał, jeszcze chwila i będzie... Wreszcie 46km i punkt odżywczy, tutaj musiałem odpocząć i nabrać energii. Zjadłem- uwaga: 4 drożdżówki, garść haribo, krakersy i popiłem 0,5L izotonikiem! Czułem się jak przeładowana ciężarówka, uzupełniłem płyny w bidonach, wszystko zajęło niestety, aż 10min! Wyprzedziło mnie chyba 7-8osób! Z lepszym nastawieniem rozpoczynam walkę- do mety już tylko 22km, cholernie ciężkie 22km. Następny punkt odżywczy za 12km. Ciężarówka ruszyła w trasę, oj ciężko się biegło na początku, pierwsze 3-4km musiałem powoli się rozpędzać, o dziwo, biodro przestaje boleć! I jeszcze jedna niespodzianka! Za mną już 50km, a zero skurczy! Miałem rację, cola dodawała energii i kopa, ale działała na moje nogi niszcząco! Kolejne 5km lecę już mocno, z ciężarówki przeskakuje na pociąg towarowy który nigdzie się nie zatrzymuje i zmierza do celu, znów kręcę czasy w granicach 5min/km. Wpadam na ostatni punkt żywieniowy na 58km, jakoś tak lekko, wszyscy mówią, ale dobrze wyglądasz, Ty na pewno masz już tyle w nogach? Zjadłem tylko haribo, minuta oddechu i lecę na ostatnie 10km, które jest najtrudniejszym odcinkiem biegu! Wybiegam razem z @gosiuniabiega która mierzyła się z „szybką 40” a ten punkt był wspólny dla wszystkich. Biegniemy przez około 2km rozmawiając i wyprzedając kolejne osoby z innych dystansów, co tak naprawdę motywowało do walki. Mówię do Gosi, leć, bo ja nie utrzymam Twojego tempa w tej chwili. Musiałem biec sam, musiałem robić swoje. Biegło mi się przyjemnie, zero jakiegokolwiek kryzysu, na prostych odcinkach leciałem w trupa bo już ją czułem… Górki, a w zasadzie górrrrryyyy na ostatnich 4km trasy dawały już po łydkach, były wielkie, a ta na 66km to już przesada, zapomniałem o jej istnieniu? To był potwór, ledwo pod to „coś” podszedłem, jeszcze jednej osobie z trasy podawałem rękę by jej pomóc bo dziewczyna nie wiedziała co się dzieje i gdzie jest? W trakcie tel od @justi.run gdzie jesteś?? Lecę! Ostatni kilometr, kolega Maciek krzyczy, już prawie meta. Zbieram wszystkie siły w sobie i biegnę szybciej niż na początku, tempo poniżej 4min/km, wyprzedzam każdego, chyba ze 40 osób z różnych dystansów! Wpadam na metę, euforia, łzy… i zawód.. ale to już? Chce więcej! Dlaczego w najlepszym momencie bieg się kończy? Czas 6:46:19, 24 msc Open/313, w stosunku do poprzedniego roku poprawa o 53min. . W biegu tym prawie umarłem i narodziłem się na nowo, powróciłem do życia silniejszy niż wcześniej! Dlatego napisałem na początku relacji: Kocham Ultra! Po wszystkim, atmosfera w miasteczku biegowym cudowna. Wspólne sesje zdjęciowe, uśmiechy na twarzy każdego trwały w nieskończoność. Piwko, zupka, ognisko z własnoręcznie pieczonymi kiełbami- ale one były pyszne. I jeszcze jeden przysmak- Zbójeckie Grzane- cudownie smakowało. Dziękuję #tutrail za tak wspaniałą imprezę! Dziękuję wszystkim co we mnie wierzyli i trzymali kciuki! Obowiązkowo wracam tutaj za rok."

 

Foto w galerii - Jacek Deneka (Ultra Lovers) oraz archiwum własne.